Woodstock

Byłem na Woodstocku. I wbrew temu, co chcieli mi wmówić co bardziej "ułożeni" znajomi – było super! Wcale nie znalazłem się na masowej, błotnej orgietce dzieciaków wykrzykujących czerwone hasła przy piwie za kasę rodziców. Ja po prostu świetnie bawiłem się na naprawdę dobrze zrobionym festiwalu ze świetną otoczką lifestyle'ową.

Gdzie indziej na jednej scenie znalazłyby się takie perełki jak Dream Theater czy Within Temptation, polskie Illusion i Lipali (już się pogubiłem, Lipa jest w obu, nie?), a dzień później zagrałyby nowe kapele takie jak Trzynasta w Samo Południe – i jedynym biletem wstępu byłby bilet do Kostrzyna i zaciesz na twarzy? A wszystko to przy miasteczku woodstockowym; uwaga, wszyscy czytelnicy skłaniający się ku prawej stronie sceny politycznej: miasteczko to żadna czerwona komuna, tylko czysty akap! ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Po raz pierwszy w życiu poczułem się jak zasadźca na Dzikim Zachodzie, mieszkając w jednym z namiotów tworzących naszą wioskę, która stanowiła z kolei część większej dzielnicy. Oprócz kwestii sanitarnych i większej części gastronomii, woodstockowicze organizują wszystko sami; mieliśmy więc domki na drzewie, zamki z konstrukcji rusztowniczych, a także wioski tematyczne: Narnia, Hogwart czy piraci – cokolwiek wymyśli grupa woodstockowiczów, powstaje w tydzień przed festiwalem. Były oczywiście wioski hipisowskie z VW ogórkami i wielkie altany zbudowane ze znalezionych kawałków drewna i folii brezentowej.

Atmosfery tego festiwalu po prostu nie da się opisać.

Tradycyjnie, pod koniec festiwalu – 1 sierpnia – rozwinięto flagę, by oddać cześć Powstańcom Warszawskim. Mimo całej hippie otoczki, uczestnicy nie zapominają, że mogą się bawić na takim festiwalu właśnie dlatego, że nasi przodkowie nie poddali się reżimom, mogącym je ograniczyć (co prawda bardziej pamiętają o faszystowskim, niż komunistycznym, ale to pewnie dlatego, że zawsze byliśmy najweselszym barakiem w obozie).

Wiecie co? Byłem na Woodstocku. I bawiłem się zajebiście.